Daria Ładocha, kulinarna ekspertka i pasjonatka zdrowego jedzenia, prowadząca programy kulinarne oraz blog mamalyga.pl, autorka 5 książek, a w tym „5 składników zdrowia”, mama dwóch córek oraz ambasadorka Ramy Używaj Jak M@sło.
HandelExtra.pl: Jak zaczęła się Pani przygoda z gotowaniem?
DARIA ŁADOCHA: U mojej babci, która sadzała mnie na blacie i razem lepiłyśmy pierogi. Przy okazji naszego wspólnego gotowania babcia snuła opowieści o życiu, wojnie, dziadku i o tym, jakie kobieta ma powinności w życiu. Tak właśnie rozpoczęła się moja miłość do gotowania.
Jest Pani propagatorką zdrowego odżywiania. Czyli jakiego?
Takiego, które nam służy. Staram się nie używać określenia „zdrowe odżywianie”, a raczej „filozofia jedzenia”, gdyż jednym niektóre produkty nie służą, bo są np. naszpikowane chemią, a organizm innych ich po prostu nie toleruje. W jedzeniu bowiem chodzi przede wszystkim o to, żeby to, co jemy, wspierało nasz układ odpornościowy, było zmaterializowaną energią. Wszystko to w rezultacie przekłada się na styl życia, np. czy jelita - które są naszym drugim mózgiem - poprzez oś jelitowo-mózgową razem się zgrywają i czy nerw błędny dobrze się z nimi komunikuje. To wszystko zamyka się właśnie w jedzeniu, które powinno nas wspierać, a nie szkodzić. Dlatego jestem daleka od kategoryzowania co jest dobre, a co złe.
Ważna jest także dla Pani idea zero waste. Jak to wygląda od kuchni?
Tak naprawdę nie lubię gotować z resztek. Dla mnie zero waste nie jest procesem wtórnym, ale pierwotnym, czyli planuję tak posiłki, żeby nic mi nie zostało. I w praktyce tak to u mnie wygląda. W niedzielę opracowuję wyżywienie na cały tydzień. Składa się na nie wiele czynników, począwszy od dodatkowych zajęć moich córek, poprzez mój kalendarz pracy, a skończywszy na tym, kto zrobi zakupy. Zatem mój tygodniowy plan nie jest planem kucharza, a raczej stratega. Jak zatem sprostać zadaniu, żeby cała rodzina była dobrze odżywiona jak najniższym kosztem energetycznym i, co ważne w dzisiejszych czasach, aby zbytnio nie nadwyrężyć budżetu? Na pewno nie trzeba zajadać się fondue z czekolady czy karpiem nadziewanym orzechami, wystarczy zjeść dobrą porcję kaszy z warzywami.
Czy edukacja na temat zdrowego odżywiania i zero waste jest dla Pani swego rodzaju misją?
Kiedyś moja babcia powiedziała mi, że urodziłam się po to, aby karmić ludzi. I, co ciekawe, nie chodziło jej wcale o jedzenie. Jeszcze dziesięć lat temu nikt nie wierzył w to, że kucharz może gotować zdrowo. Wszyscy zamykali przede mną drzwi. Żadna agencja PR-owa nie chciała się zaangażować w ten projekt, bo nie wierzyła w jego powodzenie. A dzisiaj to kucharze liczą kalorie, a dietetyczki gotują. Myślę więc, że zadanie, jakie sobie postawiłam tych parę lat temu, udało mi się zrealizować. Przekonałam ludzi do tego, że może być inaczej, że mogą poczuć się lepiej tylko dzięki temu, że zmienią trochę swoje nawyki żywieniowe. Każda wycieczka do apteki zamieniona na wycieczkę do warzywniaka jest taką cegiełką, która powoduje, że to, co robię, ma sens.
Obecnie trend roślinnych zamienników zarówno mięsa, jak i nabiału przybiera na sile. Coraz więcej wśród nas flexitarian i wegetarian. Czy właśnie dlaczego zamiast tradycyjnego masła zdecydowała się Pani wybrać roślinną Ramę Używaj Jak M@sło i zostać jej ambasadorką?
Powiem tak. Rama zawsze szła pod prąd. Dzisiaj produkty roślinne potrzebują ambasadorów, którzy powiedzą, że mogą one poprawić jakość naszego życia. Rama kiedyś a Rama dzisiaj to zupełnie dwa inne światy. Więc kto jak nie ja miałby o tym powiedzieć. Podkreślę też, że firmuję swoim nazwiskiem tylko te produkty, w które wierzę i wiem, że mają jakąś misję do spełnienia. Dziś bardzo trudno stworzyć produkt i wyjść z nim przed szereg. Bardzo ciężko być tym pierwszym. I właśnie wtedy potrzebna jest taka osoba, która stanie za produktem czy jego misją. Ja tak zrobiłam.
Co jest dla Pani najważniejsze, jeżeli chodzi o to, co na talerzu, jak i w życiu?
Energia. Wszystko, co robię w życiu, zależy właśnie od niej. Jeżeli chcę się czuć dobrze, mieć na wszystko ochotę, uprawiać jogę, być mamą, jeździć po świecie, pracować i dzielić się tą energią, którą mam, to muszę ją skądś pozyskiwać. A jedzenie stanowi właśnie taką zmaterializowaną energię - w zależności od tego, co wrzucisz, to wyciągniesz. I chociaż mówienie „jesteś tym, co jesz” wydaje się już truizmem, to nie straciło na aktualności. Dlatego ja postanowiłam jeść to co mi służy i dzięki temu mam siłę, żeby oddać to światu.
Zdjęcie: mat. prasowe Upfield