Po inwazji Rosji na Ukrainę cierpi e-handel w Polsce i Rumunii
Sektor e-commerce, po inwazji Rosji na Ukrainę, notuje spadki w krajach sąsiadujących. W Polsce niektóre firmy zanotowały o ok. 10% niższe przychody, a w Rumunii nawet 20%. Wpływ mają na to sankcje, decyzje firm logistycznych, ale też wstrzemięźliwość zakupowa konsumentów.
– Świat powiązań gospodarczych jest kłębkiem bardzo trudnym do rozsupłania. Bezpośredni wpływ odczuwają firmy, które z powodów sankcji gospodarczych lub z pobudek moralnych i niezależnych decyzji zdecydowały się zaprzestać działalności w tamtym regionie – mówi Wojciech Kyciak, prezes zarządu spółki Bezokularow.pl.
Jego zdaniem agresję w Ukrainie odczują także inni, choćby polskie firmy, które mają swoje fabryki czy sklepy w strefach objętych wojną. Do tego dochodzą zauważalne na rynkach decyzje konsumenckie.
- Wiele sektorów gospodarki, np. branża e-commerce, zanotowała już zdecydowane spadki zamówień w pierwszych dniach agresji Rosji. Konsumenci zrewidowali swoje potrzeby zakupowe i czekają na rozwój sytuacji – podkreśla Kyciak.
Handel internetowy nie działa w Ukrainie
Na swoim profilu na LinkedIn Bartosz Ferenc, właściciel Sembot i Agencja.com, która świadczy usługi marketingowe firmom z branży e-commerce oraz startupom, opisał sytuację swoich klientów w pierwszym tygodniu inwazji. Według obserwacji Ferenca polskie e-commerce (próba na ok. 120 mln budżetów reklamowych) straciły średnio 30%-40% ruchu i obrotu od pierwszego dnia inwazji do niedzieli czwartku do niedzieli.
Co ciekawe, pod postem Ferenca pojawiały się komentarze przedstawicieli innych agencji, którzy potwierdzali początkowe spadki o ok. 40%. Straty udawało się odrabiać w pierwszym dniu nowego tygodnia i spadek liczony od poniedziałku do poniedziałku wyniósł już tylko około 9%. W kolejnym tygodniu wojny sytuacja nieco się unormowała i w następnym poście Bartosz Ferenc podsumował, że nadal ruch w e-commerce notuje spadki między 5% a 10%, ale obroty wracają już na poprzednie tory.
Podobny trend zauważalny był w innym kraju sąsiadującym z Ukrainą – Rumunią. Ostatni tydzień lutego przyniósł tu 20% spadek liczby zamówień w porównaniu z poprzednim tygodniem lutego.
– Mniejsze zamówienia online pod koniec miesiąca nie były przewidywane i patrząc w historyczne dane, nie są czymś naturalnym. Zdecydowanie przypisujemy to ostatnim wydarzeniom w Ukrainie – komentuje Robert Stolarczyk, prezes zarządu Promotraffic, jednej z polskich agencji digital marketingowych dla e-commerce i b2c.
Uważa, że Polacy, Rumuni i pozostali klienci z regionu podchodzą do tych wydarzeń z ostrożnością i wolą zachować umiar w swoich zakupach dokonywanych online, a tam najchętniej kupują ubrania, książki czy elektronikę.
- Pieniądze nie poszły jednak do „skarpety”. Polacy masowo wsparli uchodźców, więc z półek – głównie tradycyjnych sklepów – znikały środki higieniczne czy trwała żywność. Globalnie handel więc nie ucierpiał – tłumaczy Stolarczyk.
Załamał się za to rynek ukraińskiego e-commerce. Przed inwazją była to jedna z najdynamiczniej rozwijających się przestrzeni internetowego handlu. W 2021 roku przychody firm zajmujących się handlem w internecie wyniosły ponad miliard dolarów przy ponad 27% wzroście rok do roku.
Blokada handlu to puste rosyjskie półki
Co więcej, część platform e-commerce całkowicie wycofuje się zarówno z Rosji, jak i Ukrainy. Choćby amerykański eBay, który postanowił czasowo wstrzymać sprzedaż kupującym z adresami w Rosji i w Ukrainie.
– Decyzja o zaprzestaniu wysyłek do Ukrainy jest oczywiście podyktowana problemami logistycznymi. Dziś trudno sobie wyobrazić inny transport sprzętu czy towarów niż ten przeprowadzany oficjalnymi państwowymi kanałami. O handlu na dotychczasową skalę nie ma mowy – stwierdza Wojciech Kyciak.
Wielkie amerykańskie firmy logistyczne jak UPS i FedEx, ale też niemiecki DHL już ogłosiły, że wstrzymają dostawy do Rosji i wstrzymają dostawy przychodzące i wychodzące do Ukrainy. Nie są to jedyne firmy, które zawieszają działalność w regionie i tym samym wpływają na status dostarczanych zamówień e-commerce. DuńskiAP Moeller – Maersk, szwajcarski MSC oraz francuski CMA CGM, czyli trzej liderzy zajmujący się spedycją morską, zawiesili swoje linie żeglugi kontenerowej do i z Rosji, odcinając kraj od globalnej sieci wysyłkowej. Na te trzy firmy przypada ponad 50% transportu kontenerowego do i z Rosji, a do bojkotu przyłączyły się też mniejsze firmy transportowe. Do tej wyliczanki można dodać też choćby wiele marek spożywczych, które wycofują się z nowych dostaw do Rosji.
– Blokada morska, powietrzna, a także działania firm logistycznych, które dostarczały produkty drogą lądowa czy kolejową, prędzej, czy później odbije się na półkach sklepowych. Będzie na nich brakować elektroniki czy sprzętu sportowego oraz innych towarów, do których obecności przyzwyczaili się rosyjscy konsumenci – podsumowuje prezes zarządu Bezokularow.pl

W „Handlu” od 2004 r. Europę przemierza dla przyjemności, Polskę w poszukiwaniu sklepów wartych uwagi. Zgłębia handel od podszewki. Puzzlomaniaczka.