Koniec roku dla producenta bakalii czy produktów do pieczenia ma szczególne znaczenie. Na podsumowanie sprzedaży grudniowej jeszcze za wcześnie, ale nie na ocenę 2018 r. Jaki był?
Rok kalendarzowy, bo finansowy, kończy się w Bakallandzie 30 czerwca, dla rynku był bardzo nietypowy przede wszystkim pod względem pogody. Lato trwało praktycznie od kwietnia do końca października, co powodowało pewne perturbacje, jeśli chodzi o konsumpcję. Niektóre produkty sprzedawały się zdecydowanie lepiej, np. woda, piwo, lody, natomiast inne już nie tak dobrze.
Ponadto kwiecień był szczególnym miesiącem nie tylko ze względu na niespodziewanie wysokie temperatury, sięgające 30 st. C, ale również zakaz handlu, który w tym miesiącu obejmował wszystkie cztery niedziele.
Mimo tych anomalii sprzedaż produktów Bakalland oceniam pozytywnie, chociaż dynamika jej wzrostu mogłaby być większa. Zwiększyliśmy też udziały rynkowe.
Jakie jeszcze czynniki zewnętrzne wpływają istotnie na rynek?
Rosnące koszty robocizny, energii, nośników transportu, które dotyczą zarówno producentów, jak i handlu.
W 2018 r. odnotowaliśmy inflację, która może dopiero teraz przyspieszyć, bo wszyscy stoją przed koniecznością podwyżek. Wynika to także z rosnących kosztów surowców. Ze względu na suszę wszystkie produkty zbożowe radykalnie podrożały, obecnie drożeje też cukier, choć podobno mamy w Polsce jego nadwyżkę, poza tym importerzy zmagają się z rosnącymi kosztami. Migdałów, których dużo kupujemy, w Polsce jeszcze nie da się uprawiać [śmiech]. Wniosek na początek tego roku jest taki, że czekają nas podwyżki. Zwłaszcza że wielu producentów obniżyło marże i niepotrzebnie obniżyło aż tak rentowność.
Jak te zmiany wpłynęły na kondycję firmy Bakalland?
Nasze linie produktowe we wszystkich kategoriach mają się bardzo dobrze, bo podjęliśmy odpowiednio wcześnie wiele działań. Przede wszystkim budujemy portfolio w kierunku snackowym, nie ograniczamy się do bakalii jako dodatków do wypieków. Na przykład pod koniec ub.r. wprowadziliśmy świetną linię bakaliowych przekąsek „Chwyć & Jedz” – malutkie opakowania 50/40 g oraz batony 100% Natury. Jesienią zauważyliśmy pewne przyhamowanie wzrostów sprzedaży bakalii, bo wciąż dostępne były świeże owoce. Potem jednak pogoda stała się już typowo polska, jesienno-zimowa, i sprzyjała konsumpcji bakalii.
Bakalland to nie tylko bakalie, ale produkty w wielu segmentach, od kawy zbożowej Anatol przez dodatki do pieczenia czy desery pod marką Delecta po batony. Czy mają wspólny mianownik?
Rzeczywiście dziś jesteśmy obecni w wielu segmentach – bakalie, batony, desery, ciasta, dodatki do ciast, ale są one bardzo komplementarne. Uzupełniają się w ramach jednej marki, np. Delecta, jak i między markami, np. produkty bakaliowe wypiekowe Bakalland i produkty Delecta. Co więcej, większość naszych produktów ma tzw. czystą etykietę, na której podkreślamy zawartość naturalnych składników, co także czyni nasze portfolio komplementarnym. Oferujemy muesli i batony marki BA!, czyli produkty na śniadanie i na przekąskę. Na pierwszy rzut oka można uznać, że mamy rozdrobniony portfel, ale w tym tkwi siła Bakallandu.
W każdej naszej kategorii jesteśmy graczem nr 1 albo nr 2. W samej kategorii bakalii nasz RMS jest większy niż 2, co oznacza, że jesteśmy ponad dwa razy więksi od gracza nr 2. Dzięki pozycji, którą zajmujemy, mamy coś do powiedzenia w każdej z nich i to wykorzystujemy.
Wymienił pan batony – czy w tej kategorii można jeszcze coś powiedzieć?
W kategorii batonów odnieśliśmy już gigantyczny sukces.
Zaczęliśmy około 6 lat temu z minimalnym obrotem i zupełnie innymi batonami niż obecnie. Teraz jesteśmy liderem zarówno ilościowym, jak i wartościowym. I to my kreujemy trendy. Jesteśmy obecni w każdym segmencie batonów. Mamy produkty bez cukru, zrezygnowaliśmy z syropu glukozowo-fruktozowego, z tłuszczów utwardzonych. Rozwijamy linię batonów proteinowych, w tym roku wprowadziliśmy też batony owocowe – w 100% naturalne. W lutym wchodzimy z kolejnym produktem, przełomowym, ale za wcześnie, żeby o tym mówić. To będzie absolutna, niesamowita nowość. Podczas testów wszyscy byli nastawieni entuzjastycznie.
Dlaczego akurat w lutym?
Chętnie wprowadziłbym je już w listopadzie ub.r., ale taki mamy cykl produkcyjny. Produkt jest na tyle rewelacyjny, że chciałbym, aby był już w sklepach. Wręcz zajadam się nim.
Czy batony są znaczącą kategorią dla firmy Bakalland?
Batony Bakalland BA! to już kilkanaście procent naszych obrotów, które wynoszą 550 mln zł, mają znaczący udział, który nadal się zwiększa. Rynek batonów rośnie z dwucyfrową dynamiką, my rośniemy co najmniej dwa razy szybciej niż rynek, czyli umacniamy udziały w nim. Batony są snackiem, a Bakalland jest ekspertem od przekąsek.
W lutym nowe batony, a w pozostałe miesiące? Czy ten rok upłynie pod znakiem nowości?
Nowości wprowadzamy cały czas, działamy zgodnie
z planem. Wycofujemy te produkty, które się nie sprawdziły, wzmacniamy przeboje. Na pewno pod marką Delecta będziemy „oczyszczać” etykietę i rozwijać linię „Z serca natury”.
Wydarzeniem dla Bakallandu będzie sprzedaż udziałów przez dotychczasowych właścicieli, w tym większościowego udziałowca fundusz Innova Capital. Czy zapowiedź tej sprzedaży w jakiś sposób wpływa na biznes, na postrzeganie przez dystrybutorów?
Po prostu robimy swoje. Firma działa doskonale, ma znakomite perspektywy, jeśli chodzi o segmenty rynku, w których jest obecna. W większości z nich sprzedaż będzie rosła, więc jesteśmy w dobrym miejscu. Bakalland ma dobrą dynamikę wzrostu przychodów i świetny zespół. Wszyscy mamy świadomość tego, że fundusz z reguły po pięciu latach od kupna spółki sprzedaje swoje udziały. Dlatego dla rynku nie powinno to być dużym zaskoczeniem. Oczywiście chcielibyśmy, żeby proces sprzedaży był szybki i pewnie taki będzie.
To, jak zmienia się branża spożywcza, obserwuje pan już od ponad 20 lat. Jak ocenia pan zmiany zachodzące na rynku detalicznym, przede wszystkim rosnące znaczenie dyskontów, malejące hipermarketów, unowocześnianie się kanału małoformatowego? Jak wpływa to na strategię sprzedażową Bakallandu?
20 lat temu panowało przekonanie, że polski rynek będzie wyglądał jak wielkie centrum handlowe, że będzie przypominał rynek francuski. Wtedy powiedziałem, że to nie jest w Polsce możliwe, i miałem rację. Rynek ewoluuje. Oczywiście w ostatnich kilku latach gwałtownie rozwinęły się dyskonty, ale znów nie powinniśmy myśleć, że to one będą rządzić rynkiem, tak jak przed laty myśleliśmy o hipermarketach. Dyskonty są ważnym kanałem dystrybucji, bo bliskość miejsca zakupów jest istotna dla klientów, ale nie przekreślałbym kanału tradycyjnego, który też się bardzo zmienia. Staje się coraz bardziej profesjonalny, nowoczesny, inny niż do tej pory.
Na pewne zmiany, związane z zakazem handlu w niedziele, musimy jeszcze poczekać do końca 2019 r. Nie wiemy, jakie będą wszystkie konsekwencje zamknięcia sklepów w niedziele – jak zmienią się zwyczaje zakupowe, jakie kategorie będą dla klientów bardziej istotne, a które mniej, który segment rynku detalicznego na tym skorzysta, a który straci. Niektóre sklepy wydłużają czas otwarcia w soboty, wszyscy chcieliby, aby zakupy robione były z zapasem na niedzielę. Czy tak będzie zachowywał się konsument? Byłbym ostrożny w przewidywaniach.
Dopiero pod koniec tego roku okaże się, jak zamknięcie sklepów w niedziele wpłynie na strukturę rynku.
_____________________________________________________________________________________________________________________________________
MAREK MOCZULSKI, PREZES BAKALLANDU
Funkcję prezesa zarządu spółki pełni od kwietnia 2014 r. W sierpniu tego samego roku objął też stanowisko prezesa zarządu firmy Rieber Foods Polska, która w lipcu 2015 r. jako Delecta została zintegrowana z firmą Bakalland. Wcześniej, od czerwca 2013 r., pełnił obowiązki przewodniczącego Rady Nadzorczej spółki Bakalland. Od 2009 r. jest także niezależnym konsultantem w zakresie strategii biznesowych, doradztwa inwestycyjnego i usprawniania procesów biznesowych. W latach 2003-2009 był prezesem zarządu i dyrektorem generalnym ZPC Mieszko.
W 2000 r. objął stanowisko prezesa zarządu i dyrektora generalnego Agros Fortuna, które sprawował do kwietnia 2003. W latach 1998-2003 związany był z Grupą Kapitałową Agros (Grupa Pernod Ricard, początkowo jako dyrektor finansowy Agros Holdingu, a od 1999 r. członek zarządu). W latach 1994-1998 pełnił szereg funkcji na czołowych stanowiskach w firmie Shell Gas. Karierę biznesową rozpoczął na początku lat 90. jako konsultant w Price Waterhouse (obecnie PwC).