15 stycznia br. związki zawodowe rozpoczęły w sklepach sieci Biedronka referendum strajkowe. Domagają się m.in. ograniczenia wielozadaniowości i stworzenia nowego stanowiska pracy - magazyniera, wyrównania płac pracowników niezależnie od regionu, wprowadzenia regulaminu wynagradzania uwzględniającego transparentne kryteria premiowania czy jasnego rozliczenia delegacji. Jak informują związkowcy, głos w tej sprawie będzie mogło zabrać 65 tys. pracowników w prawie 3000 sklepów sieci Biedronka.
Tymczasem - jak pisze NSZZ "Solidarność" w JMP Biedronka, kilka dni temu do kierowników poszczególnych placówek dotarło pismo, w którym biuro główne Biedronki informuje, że ''nie wolno przeprowadzać referendum na terenie placówki handlowej, umieszczać ogłoszeń i dystrybuować materiałów o referendum''. - W tym piśmie nakazują Państwo także, aby nie udzielać przerw pracownikom, którzy chcą zagłosować, nie przechowywać urn do głosowania czy informować ochronę w przypadku, gdy osoba przeprowadzająca referendum nie będzie chciała opuścić sklepu - jednym słowem chcą Państwo jak najbardziej utrudnić osiągnięcie wymaganej przez prawo frekwencji w głosowaniu (50% pracowników) - uważają przedstawiciele związkowców, który w sprawie "utrudniania przeprowadzenia referendum strajkowego" wystosowali pismo do zarządu sieci.
- To bardzo źle wygląda, gdy największa sieć handlowa w Polsce próbuje sabotować demokratyczne prawo pracowników do głosowania w sprawie strajku. Apeluję do Państwa o zaniechanie tych praktyk, mogących wpłynąć negatywnie na wizerunek Państwa firmy - czytamy dalej w oświadczeniu (pisownia oryginalna).
Konflikt na linii związkowcy i zarząd Biedronki trwa od lat. Przedstawiciele załogi nieustannie twierdzą, że mają złe warunki pracy i niskie zarobki.