Duże sieci poszukują małych dostawców

Markety coraz częściej interesują się małymi producentami żywności, za którymi stoją wartości ich twórców. To efekt wzrostu świadomości żywieniowej ludzi, propagowania akcji czytania etykiet i dokonywania świadomych zakupów - mówią eksperci.

– Prowadzimy obecnie rozmowy z kilkoma dużymi sieciami i widzimy, że są dużo bardziej otwarte niż jeszcze rok, czy dwa lata temu – przyznaje Tomasz Kępa z platformy internetowej do komponowania własnych mieszanek musli i kasz Mixit.pl.

Jego zdaniem w przypadku sklepów wielkopowierzchniowych i przy setkach produktów różnych koncernów, które są dość podobne do siebie, dopiero wprowadzenie wielu mniejszych marek daje klientom prawdziwą możliwość wyboru.

- A wybór ten staje się coraz ważniejszy, w momencie gdy klient wie, jak czytać składy produktów, rozumie je oraz potrafi oprzeć się marketingowym i sprzedażowym trikom, czyli hasłom na etykietach, promocjom czy sposobom ekspozycji produktów w sklepach – mówi Tomasz Kępa. - Takich osób jest coraz więcej, bo wiedza o sposobach produkcji żywności, ale też o działaniu marketingu jest dziś powszechnie dostępna - dodaje.

Zgadza się z nim Marzena Galicka, współzałożycielka programu FoodRentgen, którego założeniem jest, aby każdy miał łatwy i nieograniczony dostęp do przejrzystej i niezależnej informacji o żywności.

- W pewnym momencie straciłam zaufanie do tego, co mówią producenci o jakości żywności - przyznaje. - Zauważyłam, że składy produktów nie są spójne z tym, co komunikuje przekaz marketingowy, często były też bardzo złożone. Była to jedna z głównych przesłanek do powołania do życia naszej akcji badawczej – tłumaczy.

- Moja własna edukacja o składach i pochodzeniu żywności kosztowała mnie sporo wysiłku, uznałam więc, że byłoby dobrze podzielić się tym z innymi – mówi ekspertka.

Zauważa, że ponieważ badanie jednego produktu kosztuje około dwóch tysięcy zł, bardzo trudno jest sprawdzić wszystko. Ci, którzy zdrowie na talerzu traktują bardzo poważnie, wypracowują więc własne sposoby na ocenę żywności ze sklepów.

- Przede wszystkim czytam składy i kupuję od producentów lokalnych. Od większych firm wolę nawet nieznaną markę, która ma tylko jeden produkt, ale o świetnym składzie, bo wierzę, że wtedy za tym produktem stoi głębsza filozofia - podkreśla Marzena Galicka. - Jeśli dodatkowo to, co kupuję jest zapakowane w papier zamiast w plastik lub w puszkę, moje zaufanie jeszcze się zwiększa - dodaje.

Eksperci poddają w wątpliwość tzw. zdrowe produkty wprowadzane na rynek przez duże koncerny, które mają w ofercie też produkty o składzie raczej zniechęcającym do zakupu. - Można zastanowić się, czy ten „zdrowy produkt” rzeczywiście jest zdrowy, skoro jego poszczególne komponenty pochodzą od tych samych dostawców upraw, gdzie produkcja wciąż odbywa się na wielką skalę i liczba jest ważniejsza od jakości – uważają.

Dodatkowo ich zdaniem coraz chętniej kupowane są produkty o prostym składzie lub żywność jak najmniej przetworzona.

- Przykładem mogą być owoce liofilizowane, które dziś można już kupić w hipermarketach. Są zdrowe, bez dodatku cukru i konserwantów i można je dodawać do owsianki w zależności od upodobania - mówi Tomasz Kępa. - Mama trójki dzieci, z których jedno lubi borówki, drugie truskawki a trzecie maliny, dając każdemu inne owoce zaspokoi potrzeby smakowe wszystkich. Nie udałoby się jej to w przypadku gotowej mieszanki musli - podsumowuje.

 

 

Katarzyna Pierzchała 5587 Artykuły

W „Handlu” od 2004 r. Europę przemierza dla przyjemności, Polskę w poszukiwaniu sklepów wartych uwagi. Zgłębia handel od podszewki. Puzzlomaniaczka.